niedziela, 17 lutego 2013

Impresje podwodne

Nurkowanie jest ciche. Słychać tylko powietrze wypuszczane z płuc, przechodzące przez aparat oddechowy i wylatujące w postaci dwutlenkowych meduz wynurzających się z prędkością, która dla nurka byłaby wręcz niebezpieczna. Taka cichość sprawia, że po opanowaniu pierwszego strachu człowiek zaczyna się skupiać na oddechu, potem i to mija i nagle zaczyna się wtapiać w tę bezkresną bezdźwięczność oceanu. I nagle jest się tam wśród rafy i stworzeń morskich, a mimo, iż człowiek wie, że wizę dostał tylko na 30-40 minut nagle czuje się rybą, czuje się prądem morskim i czuje się częścią tego wszystkiego co chowa się na głębokości zaczynającej się minusem.

- 5 metrów to na Malediwach poziom pięknie oświetlonej słońcem rafy, gdzie miliony małych rybek bawią się z ukwiałami w chowanego, gdzie większe rybki próbują upatrzeć sobie lunch a mureny jak zwykle są denne.

-10 metrów to bardziej zaawansowana rafa. Mniej kolorowa, ale tylko z pewnej odległości, bo słońce nie dociera tu już tak łatwo i wszystko wydaje się bardziej niebieskie. Podpłynąwszy jednak bliżej widać bogactwo jeszcze większe niż 5 metrów wyżej. Jest trochę spokojniej, choć prąd potrafi na tej głębokości już dawać o sobie znak. Pojawiają się większe ryby a takie okazy jak StoneFish czy Tuńczyki to stali bywalcy. 10 metrów to dobre miejsca na rozpoczęcie prawdziwego nurkowania.

- 20 metrów. Widać napoleony, żółwie, rekiny rafowe i inne wielke ryby, które powoli, bezspiesznie przesuwają się wokół rafy, jakby czas nie istniał. Bo dla nich nie istnieje. Jedynym śladem czasu dla tych stworzeń jest zegarek komputerów, które mamy na rękach. Nie tykają, ale pokazują z brutalną dokładnością, że na 20 metrach możemy zostać tylko kilka minut. Można się więc złapać rafy w bezpiecznym miejscu i zatrzymać. Stać się kawałkiem flory i obserwować taniec, jaki przed oczyma rozpoczynają ryby.
- "Szanowni goście - zaczyna prawie 3 metrowa ryba Napoleon grubym, niskim i powolnym głosem - dziś przygotowaliśmy dla was krótkie przedstawienie pt. Za Pan Brat z rekinem. W rolach głównych Jan Rafowy oraz Edmund Szary Rafowy, ze słynnej rodziny Rafowych z okolic Male.
Napoleon odpłynął w morską toń, a kurtyna z tysiąca małych rybek otworzyła się przed nami żeby pokazać nieskończoność w każdym kierunku. W granatowej przestrzeni pojawiły się dwa stworzenia i ostrym dziobie i płetwą grzbietową skierowaną ostro do góry. Nie były wielkie, ale robiły wrażenie. Spokojnie płynęły w naszą stronę, ale nie miały złych zamiarów."

Zastanawiałem się kto tu kogo ogląda, bo przyczepieni do rafy, by nie zmył nas prąd okołorafowy, wyglądaliśmy jak pokazówka dla stworzeń morskich. Leżące postaci z butlami na grzbiecie wypuszajace regularnie śmieszne bąbelki. To musi być komiczne dla tych wszystkich płetwali. Rekiny robiły swoje, czas mijał, tlen uciekał a my podziwialiśmy te straszne poniekąd stworzenia. Oczywiście wiedzieliśmy, że ten typ rekina nie jest w stanie nam nic zrobić, prawdopodobnie bawił się tak samo dobrze obserwując nas, jak my obserwując jego, więc wszystko grało. Po 8 minutach przedstawienia pojawił się żółw i całe towarzystwo przegonił. Machnął powolnie przednią łapą, czy może płetwą i jakby zachęcił na do wynurzenia się odrobinę wyżej. Przedstawienie zakończyło się sukcesem. Nikt nikogo nie pożarł. Odlepiliśmy się od rafy i popłynęliśmy wyżej, gdzie żółw niespiesznymi ruchami pokazywał nam drogę. Beti, która żółwia miała na liście "muszę zobaczyć" podpłynęła do niego na tyle blisko, że miała go na wyciągnięcie ręki. Wyciągnęła paluszek i dotknęła skorupki, na co żółw zareagował szybkim unikiem w lewo i wyrównaniem do poprzedniego poziomu a następnie tak wolno jak się pojawił odpłynął w swoim kierunku.

Schodzenie w dół to magia. Samymi słowami ciężko jest opisać świat pod wodą bo tam są prawie same obrazy i pewnie żeby wiedzieć jak to wszystko się przedstawia najlepiej zejść tam samemu. Nawet zdjęcia nie oddadzą tego, co tam się dzieje. Bliskość fauny i poczucie, że przez chwilę jest się jednym z nich, tych podwodnych żyjątek (szczególnie, kiedy błazenki próbują się schować we włosach nurka myśląc że to miękka część rafy albo jakiś inny ukwiał) daje taką niewysławialną wolność. Nie do opisania.

Popłynęliśmy także do wraku, który leżał na mniej więcej 20 metrach. Taki mały Titanic. Stanąłem na dziobie, rozłożyłem ręce i pochyliłem się do przodu. Leonardo mnie nie złapał. Poleciałem powoli w dół widząc jak mijam rufę i tracę pokład z zakresu wzroku.

Wynurzanie jest zawsze smutne, bo trzeba zostawić całe to królestwo na dole i wrócić do powietrznej rzeczywistości. Podjęliśmy decyzję, że to nie będzie nasze ostatnie nurkowanie...

















1 komentarz: